Strona:PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf/277

Ta strona została przepisana.

— Nie, nosił maskę, — rzekła Ella. — Ale nie mówmy lepiej o tem.
Wstała szybko i poczęła sprzątać ze stołu, a Ray, po raz pierwszy od długiego czasu pomagał jej przy tem.
— Co za okropna noc, — rzekła Ella, powróciwszy z kuchni. — Wiatr zgasił lampę, a deszcz leje potokami.
— Teraz wszystkie noce są dla mnie dobre, — rzekł Ray, a w śmiechu jego brzmiało jakby hamowane łkanie. Nie wymówiono jeszcze ani słowa o jego straszliwem przeżyciu, jakby w milczącej zgodzie, że wypadki te mają być na zawsze pogrzebane w milczeniu.
— Zarygluj tylne drzwi, kochanie, — rzekł John Bennett do córki. Potem, gdy Ella wyszła, Ray począł opowiadać ojcu o Loli.
— Nie sądzę, że ona była zła, ojcze, — rzekł. — Nie mogła przecież wiedzieć, co mię czeka. Plan był szatańsko mądry, tak mądry, że aż do chwili, gdy dowiedziałem się od Gordona prawdy, wierzyłem święcie, że to ja zabiłem Brady’ego. Ten człowiek musi mieć głowę generała.
Bennett skinął głową.
— Domyślałem się zawsze, — ciągnął Ray, — że Maitland miał coś wspólnego z Żabami, odgadłem to po raz pierwszy, gdy go ujrzałem w klubie Herona... ale co tobie, ojcze?
— Ello! — zawołał John Bennett. Z kuchni nie było odpowiedzi.
Ray wstał i otworzył drzwi. Kuchnia pogrążona była w ciemnościach.
— Lampę, daj lampę, ojcze! — zawołał. John Bennett pośpieszył za nim.
Drzwi kuchenne były zamknięte, ale nie na zasuwkę. Na podłodze leżało coś białego, Ray schylił się, aby to podnieść.