Strona:PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf/280

Ta strona została przepisana.

Nie było to auto, którego szukali. Doznało ono uszkodzenia na bocznej szosie, ale zabłocony szofer mógł im jednak udzielić cennych wskazówek.
Przed trzema kwadransami minęło go w wielkim pędzie auto. Opisał je dokładnie, odróżnił nawet markę. Motocyklista jechał ztyłu, motocykl jego był marki „Red Indian“.
— W jakiej odległości za autem jechał?
— Dobre sto jardów, — brzmiała odpowiedź.
Od tej chwili słyszeli o aucie często, ale w najbliższej wsi nie widziano już motocyklisty, tak samo w następnych.
Minęła już północ, gdy dogonili wreszcie auto, za którem jechali. Stało przed garażem na Shoreham Road, i Elk był pierwszym, który dopadł do niego. W garażu sam właściciel szykował miejsce dla nowego gościa. Auto było puste i bez kierowcy.
— Tak, sir, przed kwadransem, — rzekł właściciel garażu, gdy się Elk wylegitymował. — Szofer powiedział, że rozejrzy się w mieście za noclegiem.
Z pomocą silnej lampki elektrycznej przeszukali starannie wnętrze auta. Nie było wątpliwości, że Ella znajdowała się w niem. W jednym kącie znaleźli małą broszkę z kości słoniowej, którą Bennett podarował jej na imieniny.
— Niema sensu szukać szofera, — rzekł Elk. — Jedyna nasza szansa byłaby, gdyby sam powrócił do garażu.
Zawezwano policję miejscową. — Jest to miejscowość dość duża, — rzekł szef policji. — Jeżeli szofer wasz należy do bandy złodziejskiej, możliwe, że nie znajdziecie go wcale, gdyż z powodu auta nie wróci chyba do garażu.
Jedna rzecz wydawała się jednak Dickowi najdziwniejsza. Było to zniknięcie motocyklisty. Jeżeli prawdą było, że jechał on za autem w odległości stu jardów i zsiadł między dwiema wsiami, to powinni go byli spotkać.