Strona:PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf/284

Ta strona została przepisana.

Ella potrząsnęła gwałtownie głową, potem uświadomiła sobie, że w ciemności nieznajomy nie mógł widzieć tego gestu.
— Nie zrobię tego, — odpowiedziała spokojnie. Podczas całej podróży nie padło więcej ani słowo. Raz tylko człowiek w masce — mimo zasuniętych firanek dojrzała odblask światła na okularach z miki, gdy auto mijało wieś — wydał szeptem jakiś rozkaz, a człowiek, który siedział obok niego, wyjrzał przez tylne okienko.
— Nic! — odpowiedział.
Nie zadawano jej żadnej przemocy, nie trzymano jej, nie związano, ale wiedziała, że myśl o ucieczce byłaby szaleństwem.
Jechali teraz wolniej, i auto zatrzymało się. Mężczyźni wyskoczyli, Ella wysiadła ostatnia. Jakiś człowiek chwycił ją za ramię i pociągnął przez otwór w płocie na niezaorane pole, jak jej się zdawało.
Drugi przyniósł płaszcz deszczowy i pomógł jej go włożyć. Deszcz lał ciągle strumieniami. „Żaba“ ruszył pierwszy, nie oglądając się za siebie. Ella poślizgiwała się nieraz i byłaby padła, gdyby nie trzymała jej tak mocno ręka mężczyzny.
— Dokąd mię pan prowadzi? — zapytała wreszcie. Nie otrzymała odpowiedzi. Zastanawiała się, czy nie udałoby się jej wyrwać i uciec w ciemności. Właśnie w tej chwili, gdy jej błysnęła ta myśl, ujrzała po prawej stronie odblask wody, okrągłą, upiornie bladą powierzchnię.
— To Morby Fields, — rzekła, gdyż w tej chwili poznała miejscowość. — Prowadzi mię pan do kamieniołomu!
Znowu nie było odpowiedzi. Szli naprzód bez wytchnienia, aż Ella zorjentowała się, że muszą być już blisko kamieniołomu. Ciekawa była, jaki los czeka ją, jeżeli będzie się nadal