Strona:PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf/288

Ta strona została przepisana.

po raz drugi, i „Żaba“ padł na grzbiet, uderzając głową o kominek. Powstał jeszcze, padł znów z krótkiem, zdławionem westchnieniem — i wyciągnął ramiona.
Potem rozległy się za drzwiami dźwięki głosów, chlupanie nóg po rozmiękłym gruncie, i John Bennett wpadł do chatki. Ella rzuciła się w jego ramiona. Elk i Dick zatrzymali się przy drzwiach, przyglądając się tej scenie.
— Moi panowie, — rzekł Joshua Broad, stając naprzeciw trzech mężczyzn, — biorę was na świadków, że zabiłem tego człowieka w obronie życia. To jest Wielka Żaba! Nazwisko jego jest Harry Lyme. Jest byłym więźniem angielskim.
— Wiedziałem, że to Harry Lyme, — rzekł Elk.
Broad schylił się i sięgnął ręką za kamizelkę leżącego.
— Tak, nie żyje. Przykro mi bardzo, że zabrałem panu łup, mr. Elk, ale to była nieunikniona konieczność, abym go zabił. Gdyż jeden z nas dwu musiał tej nocy umrzeć.
Elk klęknął przy nieruchomej postaci i począł zdzierać z jej twarzy maskę gumową.
— Tutaj zabito Gentera, — rzekł Dick Gordon cicho. — Widzi pan gaz?
Elk spojrzał na cylindry i kiwnął głową. Potem oczy jego zwróciły się w stronę Amerykanina.
— Saul Morris, jeżeli się nie mylę? — rzekł.
„Joshua Broad“ skinął potakująco głową. Elk podrapał w zakłopotaniu podbródek i spojrzał znowu na leżącą postać.
— No, Żabo, pokaż nam swoją twarz! — rzekł i zerwał maskę.
Ujrzał twarz filozofa Johnsona!