Strona:PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf/297

Ta strona została przepisana.

pomocą bardzo prostego podstępu przekonałem się, że Maitland był analfabetą.
Pewnego dnia zagadnąłem go w pobliżu jego domu i pokazałem mu kopertę, na której napisałem: „Pan jest oszustem!“ Zapytałem go, gdzie jest dom, wymieniony w tym adresie. Maitland wskazał jakiś dom w końcu ulicy i oddalił się szybko. Od tej chwili wiedziałem, że Johnson był Wielką Żabą.
Johnson był genjuszem. Sposób, w jaki kierował tą olbrzymią organizacją, i to właściwie wyłącznie w godzinach pozabiurowych, zasługuje na najwyższy podziw. Wszystkich wciągał w sieci, a jednak nikt go nie znał.
Zdaje się, że to wszystko, co mam panom do powiedzenia, a teraz będę was chyba musiał pożegnać na zawsze.
Gdy Joshua Broad odjechał do Londynu, Dick odprowadził Elka do furtki ogrodowej.
— Nie będę teraz przez niejaki czas w biurze, — rzekł tonem usprawiedliwienia.
— Spodziewałem się tego, — rzekł Elk z uśmiechem, — ale niech mi pan powie, kapitanie Gordon, co się stało z temi dwiema skrzynkami drewnianemi, które wczoraj w nocy stały w chatce w kamieniołomie?
— Nie widziałem żadnych skrzynek, — rzekł Dick.
— Ale ja! — zawołał Elk. — Były tam, gdyśmy odprowadzali miss Bennett, a kiedy powróciłem z policją, już ich nie było. Joshua Broad znajdował się w chatce przez cały czas.
Spojrzeli po sobie. — Zdaje się, że nie będę tej sprawy zbyt blisko badał, — rzekł Dick, — zawdzięczam Broadowi wiele.
— Właściwie ja także! — rzekł Elk i zawstydził się nieco swego zapału. — Czy pan wie, że on mię wczoraj nauczył