— Do piątku ma być unieszkodliwiony. Nie potrzebujesz go zabijać, ale gdyby się to stało, nic nie szkodzi. Przypuszczam jednak, że czaszka jego jest dość twarda...
Genter począł się już przyzwyczajać do ciemności i ustalił, gdzie stoi „Żaba“. Ręka jego wykonała gwałtowny ruch i uchwyciła ramię tajemniczego człowieka.
— Mam rewolwer, — rzekł przez zęby. — Jestem inspektor Genter z policji kryminalnej. Jeżeli będziesz się bronił, zabiję cię.
Przez sekundę panowała śmiertelna cisza. Potem Genter uczuł, jak ręka, w której trzymał rewolwer, została uchwycona z siłą kleszczy. Uderzył drugą pięścią, ale człowiek schylił się i cios trafił w próżnię. Potem straszliwe wykręcenie ręki wydarło mu rewolwer, i począł się zmagać z tajemniczym złoczyńcą. W pewnej chwili twarz jego dotknęła twarzy „Żaby“. Czy to była maska? Uczuł na swym policzku zimne dotknięcie mikowych okularów. To tłumaczyło zduszony głos. Mimo całej swej siły nie mógł się Genter uwolnić z uścisku obejmujących go ramion. Zataczali się w ciemności. Nagle „Żaba“ podniósł nogę, a Genter, chcąc uniknąć spodziewanego kopnięcia, uskoczył gwałtownie wbok. Rozległ się brzęk tłuczonego szkła, i do nozdrzy detektywa dotarł ostry, zimny, przenikliwy zapach. Chciał odetchnąć głęboko, ale miał wrażenie, że się dusi, ramiona opadły mu bezwładnie.
„Żaba“ trzymał przez minutę złamaną postać, potem rzucił ją z głuchym stukiem na podłogę.
Nazajutrz rano patrol policyjny znalazał inspektora Gentera w ogrodzie pustego domu i zawezwał pogotowie ratunkowe.
Ale człowiek zatruty zgęszczoną parą kwasu cyjanowodorowego, umiera szybko. W dziesięć minut potem, jak „Żaba“ stłukł przygotowany w chacie na podobne wypadki cylinder szklany, Genter był trupem.
Strona:PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf/32
Ta strona została przepisana.