Nie było na świecie detektywa, któryby wyglądem swoim mniej przypominał urzędnika policji — i to mądrego urzędnika policji — niż Elk. Był wysoki i chudy, a zgarbiona nieco postać potęgowała jeszcze wrażenie jego chuderlawości. Ubranie zawsze źle na mm leżało, raczej wisiało na nim, niżeli go okrywało. Latem i zimą nosił to samo brudne palto, niezmiennie zapięte, a jak daleko sięgała pamięć ludzka, nie miał innego ubrania, jak to, w którem go stale widywano. Gdy padał deszcz, melonik jego lśnił od wody, ale Elk nie otwierał parasola, który nosił niedbale pod pachą. Nikt me widział nigdy, aby robił z tego parasola użytek. Trupio blada twarz Elka miała stale wyraz przygnębienia, zaś przełożeni uważali, że wywiera on deprymujący wpływ, gdyż poglądy jego na przyszłość były pod silnym wpływem stałych niepowodzeń przy awansie. Dziesięć razy zgłaszał się do egzaminu i dziesięć razy ściął się — zawsze z tego samego przedmiotu: historji. Dick Gordon, który znał Elka lepiej, niż jego bezpośredni przełożeni, domyślał się, że niepowodzenia te wcale go tak nie martwiły, jak przypuszczano. Odkrył w nim nawet niejaką posępną dumę z nieznajomości dat historycznych, raz zaś, w chwili wyjątkowej szczerości, wyznał mu Elk, że awans może być dla człowieka o niedostatecznem wykształceniu tylko przeszkodą.
— Biedni grzesznicy nie zaznają spokoju na ziemi, — westchnął Elk, siadając na wskazanym sobie fotelu. — Myślałem, mr. Gordon, że przynajmniej teraz, po powrocie ze Stanów, da mi pan urlop.
— Kochany Ełku, chciałbym się dowiedzieć, jak można najwięcej o Loli Bassano, — rzekł Dick. Kto są jej przy-
Strona:PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf/33
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ IV.
Elk.