szofera, któryby nie znał melancholijnego detektywa. Pierwsza taksówka jechała szybko w kierunku północnym i zatrzymała się w ruchliwem miejscu koło Finsbury Park. Maitland wysiadł i skierował się szybko w jakąś ożywioną ulicę, zaś Elk pośpieszył za mm. Stary uszedł kawałek drogi, poczem wsiadł do tramwaju. Elk wskoczył za nim w chwili, gdy wagon ruszał. Tramwaj jechał przez Seven Sisters Road w kierunku Tottenham, gdzie mr. Maitland wysiadł.
Skręcił w boczną uliczkę, przeszedł na drugą stronę, znalazł się w jeszcze mniejszym zaułku i — ku niewymownemu zdumieniu Elka — otworzył żelazne drzwi ciemnego i brudnego domu, wszedł i zatrzasnął drzwi za sobą.
Detektyw rozejrzał się po ulicy. Bawiły się na niej dzieci biedaków. Elk obejrzał dom jeszcze raz, nie wierząc własnym oczom.
Okna były brudne, firanki zwisały w strzępach, maleńki ogródek przed domem był zaniedbany. I tu mieszkał Ezra Maitland, człowiek, który ofiarował pięć tysięcy funtów na szpital, człowiek, rozporządzający miljonami!
Elk powziął szybko decyzję i zapukał do drzwi. Po długim czasie usłyszał człapanie nóg w pantoflach, i staruszka o chorobliwie żółtej twarzy otworzyła drzwi.
— Przepraszam, — rzekł Elk. — Zdaje mi się, że ten pan, który wszedł tutaj przed chwilą, zgubił to. — Wyciągnął chusteczkę, zaś staruszka patrzała na nią przez chwilę. Potem wyciągnęła rękę bez słowa, wzięła chusteczkę i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem.
— Ostatnia z moich dobrych chusteczek, — pomyślał Elk z goryczą. Zdążył rzucić okiem do wnętrza domu. Zobaczył ponury korytarz, wyłożony spłowiałym chodnikiem. Postanowił zasięgnąć bliższych informacyj.
— Maitland czy Mainland, nie wiem napewno, — rzekł kupiec, który miał sklepik na rogu. — Stary pan wychodzi
Strona:PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf/41
Ta strona została przepisana.