Była sobota wieczorem, a główna ulica, którą Elk minął niedawno, roiła się jeszcze od łudzi, którzy zwykli robić zakupy w sklepach w Tottenham tuż przed samem zamknięciem, aby osiągnąć niższe ceny.
Elk zaczekał, aż para staruszków znikła, potem skierował się ku przeciwnemu końcowi ulicy i skręcił wlewo. Szedł wzdłuż muru, pokrytego afiszami, aż doszedł do wąskiego przejścia. Była to ścieżka, szerokości zaledwie dwóch metrów, wiodąca koło płotów ogrodowych. Liczył furtki ogrodowe, oświetlając je ręczną latarką, po chwili zatrzymał się i nacisnął klamkę furtki, przed którą stał. Furtka była zamknięta, ale nie zaryglowana. Elk uśmiechnął się z zadowoleniem i wyciągnął z kieszeni skórzany woreczek; wydobył z niego drewnianą oprawkę, do której wsadził haczyk stalowy, wybrany starannie z tuzina podobnych. Po kilku dopiero próbach drzwi otworzyły się. Tylna fasada domu pogrążona była w ciemnościach, a dziedziniec wolny był od wszelkich przeszkód, jakie Elk spodziewał się napotkać. Minął go szybko i podszedł do drzwi domu. Zdziwił się, że nie były zamknięte. Znalazł się w małej komórce do zmywania naczyń, potem minął pusty korytarz i wszedł do pokoju, w którym widział pierw światło.
Pokój był brudny i ubogo umeblowany. Fotel przy kominku miał złamaną poręcz, w jednym kącie stało niedbale zaścielone łóżko, na środku pokoju stół, nakryty poplamionym obrusem. Leżały na mm książki i kilka arkusików papieru, pokrytych niedołężnem pismem dziecięcem.
Elk przeczytał z zaciekawieniem: „Ola ma kota. Ola lubi kota“. Kartek zapisanych podobnemi zdaniami było więcej. Książki, znajdujące się na stole, były elementarzami i podręcznikami szkolnemi. Elk rozejrzał się dokoła i spostrzegł tani gramofon, zaś na kredensie kilka obdrapanych i uszkodzonych płyt.
Strona:PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf/50
Ta strona została przepisana.