Odkręcił kurek gazowy i zapalił lampę, zamknąwszy pierw drzwi na zasuwkę, aby się uchronić przed niespodziankami. Ubóstwo pokoju, oglądane przy jaśniejszem świetle, wzruszyło go. Nie było mebla nieuszkodzonego. Na kredensie znajdowały się liczydła, jakich używają dzieci. Na kominku leżał arkusz papieru. Była to kopja owego miljonowego kontraktu, który Maitland podpisał tego ranka. Podpis jego z charakterystycznym zakrętasem widniał u dołu. Elk odłożył dokument i począł przeszukiwać pokój. W szafie do naczyń znalazł żelazną skarbonkę, w której stukały monety. Obok leżało może sto listów, zaadresowanych: E. Maitland, Eldor Street 47, Tottenham. Były to albo cyrkularze rozmaitych firm, albo pamflety, jakiemi kandydaci zarzucają zwykle swoich wyborców. Wszystkie były nierozpieczętowane. Poza tem w pokoju nie było nic zajmującego. Nie ulegało wątpliwości, że w tym pokoju sypiał stary pan, ale — gdzie było dziecko? Elk zgasił światło i wszedł po schodach na pierwsze piętro. Drzwi były zamknięte, ale narzędzia Elka nie zdały się na nic, gdyż założono tu — niedawno widocznie — zamek patentowany. Może dziecko jest tutaj’, pomyślał Elk. Drugi pokój, widocznie sypialnia staruszki, umeblowany był tak samo ubogo, jak pokój nadole. Elk wyszedł na platformę schodów i właśnie w chwili, gdy postawił nogę na pierwszym stopniu, usłyszał ostry ton. Począł nadsłuchiwać, ale nic już nie zmąciło ciszy.
Elk miał wspaniały zmysł obserwacyjny i był przekonany, że gdy wchodził do domu, drzwi były otwarte. Teraz były zamknięte, a klucz tkwił w zamku. Czyżby to dziecko, przestraszone jego obecnością, zamknęło drzwi? Elk był dość przezorny, aby nie zapuszczać się zbyt daleko w poszukiwaniach. Jak mógł najciszej minął ścieżkę ogrodową i wyszedł na ulicę. Przystanął tu, zająwszy pozycję, która mu pozwalała ogarnąć okiem całą Eldor Street. Wkrótce
Strona:PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf/51
Ta strona została przepisana.