Strona:PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf/61

Ta strona została przepisana.

— Chyba nie jest chory? — zapytała Ella zaniepokojona.
— Nie, rozmawiałem z nim telefonicznie. W nowem mieszkaniu ma telefon.
— Myślałam, że to tylko skromny pokój kawalerski. Powiada pan mieszkanie? Gdzie?
— Na Knightsbridge, — odparł Johnson spokojnie.
— Tak, to brzmi drogo, ale zdaje się, że dostał je tanio. Podnajął je od kogoś, kto wyjechał zagranicę... Czy mogę być szczery, miss Bennett?
— Jeżeli idzie o Ray’a, proszę pana o to.
— Obawiam się o niego ostatnio, — rzekł Johnson.
— Oczywiście robię dla niego wszystko, co mogę, gdyż lubię go bardzo. Teraz jedynym moim kłopotem jest ukrywać jego częstą nieobecność w biurze. Niech mu pani tego nie powtarza, ale nie jest to łatwe, gdyż stary ma w tych sprawach niebywały węch. Ray żyje nieco zbyt szeroko, jak na swoje warunki. Widziałem go tak ubranego, jakby chciał konkurować z najelegantszą młodzieżą stolicy.
W duszy Elli rósł nieokreślony niepokój. — Chyba nie... chyba nie zdarzyło się w biurze coś niewłaściwego?
— Nie, pozwoliłem sobie skontrolować jego księgi. Książka kasowa zgadza się co do grosza. Mówiąc prosto z mostu: nie kradnie. A przynajmniej nie u nas. Ale inny jeszcze szczegół. Na Knightsbridge figuruje jako Raymond Laster. Dowiedziałem się o tem przypadkowo i zapytałem go o powód. Wyjaśnienie jego było dość prawdopodobne: nie chce, aby ojciec dowiedział się, że żyje na tak wielkiej stopie. Ma podobno zyskowne zajęcie uboczne. Ale nie chce powiedzieć jakie.
Ella była rada, gdy ją Johnson pożegnał. Rada, że znalazła ustronne miejsce w parku. Musiała się zastanowić i powziąć plan działania.