Strona:PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf/69

Ta strona została przepisana.

— I ja chciałbym to wiedzieć, — rzekł.
— Mnie się zdaje, że on jest dość brutalny na to, żeby być nawet „Żabą“ czy czemś podobnem, — rzekł Johnson.
W tej chwili nadeszli Ray i Ella. Ray spoglądał dokoła ponuro, a widok Gordona nie nastroił go weselej. Policzki Elli były zarumienione; widać było, że płakała.
— A, Gordon, — rzekł Ray bez wstępu, — to pan pewnie nagadał mojej siostrze te niestworzone historje o mnie. I polecił pan Elkowi szpiegować mnie. Wiem o tem, bo spotkałem Elka właśnie w chwili, gdy...
— Ray, nie powinieneś mówić w ten sposób do kapitana Gordona, — przerwała mu siostra. — Nigdy nie opowiadał mi o tobie nic złego. To, co wiem, widziałam na własne oczy. Zapominasz też, zdaje się, że mr. Gordon jest gościem ojczulka.
— Wszyscy robią o mnie taki gwałt, — mruknął Ray. — Nawet stary Johnson. — Poklepał filozofa po ramieniu.
— Bo też sprawia pan swoim przyjaciołom kłopoty, mój kochany, — rzekł Fil.
Sytuacja odprężyła się dopiero, gdy John Bennett nadszedł z kamerą na grzbiecie, aby powitać gości.
— Ach, mr. Johnson, musi mi pan wybaczyć, że tak odkładałem dzień pańskiej wizyty u nas. Ale rad jestem niezmiernie, że pana widzę. Czy jesteście panowie zadowoleni z Ray’a w biurze?
Johnson rzucił na Gordona bezradne i wyraziste spojrzenie. — A owszem, mr. Bennett, — wyjąkał.
Dick uczuł się nieswojo, gdy zrozumiał, że mr. Bennett nie mógł się dowiedzieć nic o nowym zawodzie swego syna. Johnson był tem widocznie także skrępowany, gdyż po obiedzie, gdy pozostał z Dickiem sam w ogrodzie, wywnętrzył się przed nim. — Wstyd mi, że muszę okłamywać starego Bennetta. Ray powinien mu powiedzieć prawdę.