Strona:PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf/74

Ta strona została przepisana.

— Jak się dostali do domu? — zapytał Dick, podczas gdy auto pędziło po szosie.
— Przez spiżarnię. — Była to czysta robota, najczystsza robota, jaką widziałem od dwudziestu lat, a dwaj tylko ludzie są na świecie, którzy potrafią coś podobnego zrobić. Ani odcisków palców, ani wypalonych w safe’ie brzydkich dziur, wszystko zrobione czysto i dziwnie pięknie. Aż miło spojrzeć na to.
— Mam nadzieję, że lord Farmley był z tej roboty równie zadowolony, jak pan, — odparł Dick z przekąsem.
— Nie był usposobiony do śmiechu, — rzekł Elk, — przynajmniej nie w chwili, gdy odchodziłem.
Jego lordowska mość nie był też weselszy, gdy Elk wrócił.
— To przecież straszne, straszne, Gordon! Mamy dziś wieczorem posiedzenie gabinetu w tej sprawie. Premjer ministrów specjalnie przyjechał do miasta. Oznacza to dla mnie ruinę polityczną.
— Czy pan sądzi, Ekscelencjo, że odpowiedzialność za ten wypadek ponoszą Żaby? — zapytał Dick.
Odpowiedź lorda Farmley’a polegała na tem, że otworzył drzwi safe’u. Na wewnętrznej ścianie widać było biały nadruk, dokładnie taki sam nadruk, jaki Elk widział na framudze drzwi mr. Broada. Dla laika było rzeczą prawie niemożliwą odgadnąć, w jaki sposób otworzono safe. Elk wyjaśnił to. Wyjęli najpierw rączkę, a potem zniszczyli zamek zapomocą specjalnego materjału wybuchowego, tak że nikt w całym domu nie usłyszał tego.
— Użyli tłumika, — rzekł Elk. — Powiadam, że dwóch tylko ludzi na świecie potrafi zrobić coś podobnego.
— A są to...?
— Jeden to młody Harry Lyme. Nie żyje on od lat. Drugi nazywa się Saul Morris. I Saul nie żyje także.