— Ale że robota nie została jak widać dokonana przez dwóch zmarłych, należałoby może pomyśleć o kimś trzecim, — rzekł jego lordowska mość z podnieceniem, które łatwo było zrozumieć.
— Tak, musi to być trzeci, najmądrzejszy z całej bandy, — rzekł Elk, potrząsając wolno głową. — Znam całe to towarzystwo: Wal Carmon, Jerzy Szczur, Billy Harp, Ike Velleco, Pheeny Moore, — ale przysiągłbym, że tego nie zrobił żaden z nich. To robota wielkiego artysty, jakich rzadko spotyka się obecnie.
Lord Farmley, który przysłuchiwał się tej przemowie z cierpliwością, wyszedł z pokoju.
— Panie kapitanie, — rzekł Elk, gdy drzwi zamknęły się za parem, — czy nie wie pan może, gdzie stary Bennett spędził ubiegłą noc? — Elk mówił tonem swobodnym, ale Dick czuł wagę jego pytania, i w tej chwili zrozumiał, że Ella była mu bliższa, niż przypuszczał.
— Nie było go prawie całą noc w domu, — odpowiedział.
— Miss Bennett powiedziała mi, że wyszedł w piątek, a wrócił dopiero dziś nad ranem. Dlaczego pyta pan o to?
Elk wyjął z kieszeni arkusz papieru, rozwinął go wolno i nałożył okulary. — Kazałem jednemu ze swoich ludzi sporządzić notatki co do nieobecności Bennetta w domu. Nie było to trudne, gdyż kobieta, która przychodzi do niego sprzątać, ma doskonałą pamięć. W ubiegłym roku nie było go w domu piętnaście razy, a podczas każdej takiej wycieczki dokonywano gdzieś w okolicy wielkiego włamania.
Dick dyszał ciężko. — I co pan o tem sądzi? — zapytał.
— Sądzę, — rzekł Elk stanowczo, — że jeżeli Bennett nie będzie mógł się wytłumaczyć z tego, gdzie spędził dzisiejszą noc, każę go aresztować. Nie znałem ani Saula Morrisa, ani Harryego Lyme, grasowali oni zanim mnie
Strona:PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf/75
Ta strona została przepisana.