Strona:PL Edgar Wallace - Bractwo Wielkiej Żaby.pdf/97

Ta strona została przepisana.

— Niech go pan sprowadzi do naszego stolika, — szepnął Dick do Elka. Elk przebrnął między wirującemi parami do stołu filozofa, który powitał go z radością i ulgą i tak mocno uścisnął mu dłoń, jakby detektyw uwolnił go z bezludnej wyspy.
— Bardzo to ładnie, żeście mię panowie wybawili, — rzekł do Dicka, witając się z nim. — Czuje się tu tak nieswojo. To moja pierwsza i ostatnia wizyta w tym lokalu. — I spojrzał w stronę niewielkiego towarzystwa w przeciwległej loży. Gordon dostrzegł ich już wcześniej. Byli to Ray, w niebywałym humorze, Lola Bassano, ubrana z przepychem i ekscentrycznie, oraz masywny eks-bokser Lew Brady. Johnson wskazał im okiem starego Maitlanda.
— Czy to nie cud? — zapytał szeptem. — Podczas jednego jedynego dnia zmienił zupełnie tryb życia. Kupuje pałac na Berkeley Square, wzywa armję krawców, posyła mię po bilety na koncert, kupuje brylanty! Nie rozumiem, — przyznał, kiwając głową. — Zwłaszcza, że w biurze nie zmienił się zupełnie. Ciągle jest takim samym kutwą. Chciał, żebym prowadził też jego sprawy prywatne, ale odmówiłem stanowczo. Lękam się tylko, że gotów mię jeszcze wyrzucić z firmy, jeżeli się nie zgodzę. W tym tygodniu stał się zupełnie niemożliwy do zniesienia. Czy Ray widział go?
Ray nie zauważył jeszcze swego byłego szefa. Zbyt był uradowany, że znajduje się w tak eleganckiem towarzystwie, i zbyt zajęty Lolą, aby widzieć cokolwiek innego.
— Narażasz się na śmieszność, Ray, — rzekła Lola, — pół Scotland Yardu jest tu i obserwuje cię.
Ray rozejrzał się dokoła, jakby spostrzegł po raz pierwszy, że nie są sami. Naprzeciw niego siedział Dick, przyglądając mu się z powagą. Ray wpadł we wściekłość, zerwał się z miejsca, przeszedł wpoprzek sali, zderzając się z tańczącemi parami, i stanął wreszcie przed Dickiem.