Inspektor rozstrząsał tegoż wieczora tę samą kwestję. Znalazł w biurze krótką urzędową wiadomość, a czuł, że coś gorszego jeszcze niebawem nastąpi.
Nazajutrz wezwano go do Froyanta, gdzie zastał już Derricka Yale.
Mimo łączących ich stosunków, sprawa Czerwonego Kręgu przeistoczyła się w pojedynek. W prasie wiedziano, że bliską dymisję Parra przypisać należy nie tyle jego niepowodzeniu w śledzeniu tych straszliwych zbrodni, ile niezwykłym zdolnościom nieoficjalnego rywala. Przyznać jednak trzeba po sprawiedliwości, że Yale starał się na każdym kroku rozwiać tę opinję, ale nie dużo to pomagało.
Froyant oddał sprawę swą Derrickowi, mimo skąpstwa i wielkiego honorarjum detektywa i to zaraz po otrzymaniu ostrzeżenia. Zwątpił całkiem w policję i nie ukrywał tego wcale.
— Pan Froyant postanowił zapłacić! — oświadczył detektyw na wstępie.
— Oczywiście! — sarknął wzburzony Froyant.
Parr zauważył, że w dniach ostatnich postarzał o lat dziesięć. Twarz mu wychudła jeszcze i stała się węższą a cała postać była, jakby złamana.
— Jeśli prezydjum pozwala tym zbrodniarzom zagrażać uczciwym ludziom, nie gwarantując im nawet życia, nie mam innego wyjścia prócz zapłaty. Przyjaciel mój Pindle zapłacił. Nie mogę znieść dłużej tego niepokoju.
Zaczął jak szalony biegać po bibljotece.
— Pan Froyant zapłaci! — powiedział Yale zwolna. — Ale tym razem sądzę, Czerwony Krąg posunął się zbyt daleko.
— Co masz pan na myśli? — spytał Parr.
— Poproszę o ten list, Sir! — rzekł detektyw, a Froyant wysunął szufladę i gestem wściekłości cisnął kartkę na biurko.
Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/105
Ta strona została uwierzytelniona.