Ongiś mogło to wyglądać malowniczo, ale teraz powybijane okna parteru, zniszczone belkowanie i odrapane ściany dawały całokształt rozpadu zupełnego.
Z boku był połączony z domem magazyn, tuż nad wodą. Podczas wojny, bomba z aeroplanu rzucona, urwała kawałek ściany i dachu, tak że teraz widać było nie zakryte niczem wnętrze.
— Miłe to, zaiste, miejsce! — powiedział Yale. — Trudno tu sobie wyobrazić eleganckiego Brabazona!
Kurytarz pokrywała gruba warstwa kurzu, ze stropów zwisała pajęczyna, a dom przepajało milczenie i bezruch. Przeszli prędko pokoje, nie znajdując nigdzie śladu zbiega.
— Jest tu jeszcze poddasze! — powiedział Yale, wskazując schody, wznoszące się pod powałą.
Skoczył na nie, uniósł drzwi zapadające się i znikł. Po chwili wrócił, mówiąc:
— Tam niema nikogo.
— Nie miałem zgoła nadziei, byś go pan tu mógł odnaleźć! — powiedział Parr, gdy wyszli.
Kroczyli ku bramie poprzez zielsko, a zakurzonem okienkiem mansardy patrzył na nich człowiek o bladej twarzy. Zarost jego świadczył, że od tygodnia, conajmniej, nie golił się, tak iż najbliżsi przyjaciele nie poznaliby bankiera Brabazona.
Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/114
Ta strona została uwierzytelniona.