Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.

byście mnie zamknęli sami. W ten sposób chcę uniknąć zaskoczenia. W chwili, gdy przybysz zapuka, a ja wstanę, by go wpuścić trzeciemi drzwiami, panowie ustawicie się w kurytarzu.
Parr skinął głową.
— Dość tego będzie chyba!
Rzekłszy to, podszedł do okna i powiał chustką.
— Widzę, że podjąłeś pan środki bezpieczeństwa! — rzekł Yale z uśmiechem. — Ilu masz pan ludzi?
— Około ośmdziesięciu. Otoczą plac.
Yale pochwalił skinieniem.
— Musimy się liczyć z tem, że Czerwony Krąg przyśle zwyczajnego posłańca publicznego. W takim razie trzeba go będzie śledzić. Chcę, by pieniądze dostały się do rąk przywódcy bandy. To rzecz najważniejsza.
— Oczywiście! — rzekł Parr. — Ale mam przeczucie, że ta osobistość główna sama nie przybędzie. Czy mogę obejrzeć biuro?
Wszedł i jął obszukiwać pokój o jednem oknie. W rogu stała szafa, nie zawierająca nic, oprócz płaszcza.
— Jeśli pan pozwoli, — rzekł Parr, pokornie niemal, — radbym, by pan zatrzymał się przez chwilę w biurze zewnętrznem. Dziękuję, zamknę za panem. Przeszkadza mi zawsze, gdy ktoś drugi patrzy na to co robię.
Yale wyszedł, uśmiechając się, a Parr zamknął za nim. Potem otwarł drzwi na kurytarz wiodące i wyjrzał. Za chwilę usłyszeli, jak je zamyka.
— Proszę wejść! — powiedział. — Widziałem już wszystko co trzeba.
Biuro Yalego było urządzone z prostotą, ale wygodnie. W wielkim kominie, mimo chłodu, nie było ognia.
— Nie spodziewam się, by posłaniec umknął przez komin! — rzekł Yale wesoło, patrząc na badanie inspektora.