— Nigdy nie każę palić w tem biurze, bowiem zaliczam się do istot ciepłokrwistych, którym zimno nie dokucza wcale.
Jack, zainteresowany wielce badaniem, wziął w rękę mały rewolwer, leżący na biurku detektywa.
— Ostrożnie! — rzekł Yale. — Kurek łatwo spada.
Dobył pakiet z banknotami i położył obok rewolweru. Potem spojrzał na zegarek.
— Teraz, dla wszelkiej pewności, pójdziemy do biura zewnętrznego i zamkniemy drzwi.
Mówiąc to, zamknął drzwi kurytarzowe.
— To podnieca niezgorzej! — szepnął Jack, któremu się wydało, że należy szeptem mówić w takiej sytuacji.
— Nie doznaję tego uczucia! — odparł Yale.
Parr i Jack zamknęli Derricka w biurze zewnętrznem i usiedli, Jack zajął krzesło Talji, co stwierdził po chwili dopiero.
Myślał, czy istotnie jest ona wspólniczką Czerwonego Kręgu. Zagryzł usta, nie chcąc wierzyć świadectwu własnych oczu i zdrowego rozsądku. Wpływ jej na niego wzrósł jeszcze. Była istotą niezwykłą, a gdyby nawet dopuściła się przestępstwa...
Spojrzał na Parra, który patrzył nań bacznie.
— Nie jestem psychometrą, — powiedział inspektor, — ale sądzę, że myślałeś pan o Talji Drummond?
— Tak! — przyznał. — Czy sądzisz pan, że jest tak złą, jak się wydaje?
— Pyta pan, czy wierzę, iż skradła Froyantowi posążek Buddy? Jeśli o to idzie, nie mam potrzeby wierzyć, gdyż wiem bez wątpliwości.
Jack umilkł, nie mając nadziei przekonać tego upartego człowieka o niewinności dziewczyny. Sam zresztą czuł, że jest szaleńcem, wobec jej własnego zeznania.
Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/118
Ta strona została uwierzytelniona.