— Nie wiem, co się stało! — rzekł Yale po chwili. — Siedziałem w fotelu, gdy nagle zarzucono mi na twarz chustkę i silne, nadludzko wprost silne ramiona pochwyciły mnie, tak że nie mogłem stawić oporu. Zanim zdołałem krzyknąć, utraciłem widocznie przytomność.
— Wołałem! Czyś pan słyszał?
Yale zaprzeczył.
— Ależ panie Yale, — rzekł Jack, — usłyszawszy łoskot, jakby upadku, inspektor spytał, a paneś odpowiedział, że wszystko w porządku i żeś się pan tylko potknął o coś.
— To nie ja odpowiedziałem! — rzekł detektyw. — Od chwili zarzucenia chustki na twarz, aż do czasu, kiedyście mnie znaleźli, nic a nic nie pamiętam.
Inspektor zamykał i otwierał okno, potem obejrzał deskę okienną, a kiedy się zwrócił ku pokojowi, na twarzy miał uśmiech podziwu.
— Jest to najzręczniejszy figiel, jaki widziałem w życiu! — oświadczył.
Jack uczuł nawrót dawnej niechęci do Parra i rzekł:
— Ładny figiel! Omal nie zamordowali Yalego i uciekli.
— To figiel niezrównany! — upierał się inspektor — Teraz rozmówię się z ludźmi, pilnującymi domu.
Ale nie podali oni żadnego szczegółu. Z wyjątkiem starego listonosza nie wypuszczono nikogo.
— Z wyjątkiem listonosza? — rzekł zadumany. — Ależ oczywiście... — i dodał — Sierżancie, proszę odprawić ludzi.
Potem, wsiadłszy do windy, znalazł się z powrotem w biurze Derricka Yale.
— Pieniądze znikły! — powiedział. — Możemy tylko zawiadomić prezydjum policji.
Yale przyszedł już do siebie. Siedział przy biurku, oparłszy na rękach głowę.
Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/121
Ta strona została uwierzytelniona.