W chwili, gdy Froyant zmienił swe zachowanie, błysnęła mu myśl wielka, podejrzenie dziwne, któreby przerazić musiało każdego.
— A teraz zechciej mi pan, Mr. Yale, odwzajemnić przysługę! — rzekł inspektor. — W prezydjum policji nie jestem już persona grata. Chodź pan i opowiedz, co się stało.
Biuro Derricka Yale było ciche i opuszczone. Po dziesięciu minutach, gdy umilkł szmer liftu, rozległo się ciche skrzypnięcie, uchylono drzwi wielkiej szafy i wyszła z niej Talja Drummond. Zamknęła szafę i obejrzała pokój przelotnie, potem kluczem, dobytym z kieszeni, otwarła drzwi na kurytarz, wyszła i zamknęła z powrotem.
Nie zadzwoniła na lift. W końcu kurytarza były schody, wiodące do stróża domu. Zeszła nimi i dostawszy się na podwórze, wsiąkła w tłum ludzi, snujących się o tej porze wszędzie.