— To zupełna nowość w świecie zbrodniarzy! — powiedział. — Nie dziwi mnie, że we Włoszech czyni wymuszenia pod grozą śmierci „Czarna Ręka“, ale nie przypuszczałem, by coś takiego było możliwe u nas. Najdziwniejsze, iż Czerwony Krąg jest niedosięgalny. Sądzę, że całą t. zw. bandę stanowi jeden tylko człowiek, któremu służą liczni pomocnicy, nie znający się wzajem. Spełniają oni częściowe zlecenia. Inaczej dawnoby wszystko wyszło na jaw. To, że się nie znają, daje trwałość bandzie.
Wziął kapelusz.
— Czy znał pan Feliksa Marla? — spytał jeszcze adwokat. — Jeden z klijentów naszych obwiniony jest o włamanie do niego. To Mr. Barnet. Musiałeś pan słyszeć o nim.
Froyant nie słyszał o Barnecie, ale Marl interesował go tak niemal, jak Czerwony Krąg adwokata.
— Znałem Marla! — rzekł. — Dlaczegóż pan pytasz?
Adwokat uśmiechnął się.
— Dziwny to był człowiek, wprost zdumiewający w niektórych wypadkach. Jako członek bandy okradał banki francuskie. Był u mnie dziś jego adwokat. Zgłosiła się jakaś pani Marl po spadek i opowiedziała całą historję. On i niejaki Lightman zrobili we Francji majątek, zanim ich przyłapano. Marl poszedłby był pod gilotynę, ale zdradziwszy wspólnika, zeznawał po myśli prokuratora i to go ocaliło. Lightman, o ile wiem, został ścięty.
— Pyszny był tedy człowiek Mr. Marl! — uśmiechnął się Froyant z ironją.
— Wszyscy jesteśmy jemu podobni, — powiedział adwokat — gdy z życia naszego spadnie maska.
Ale Mr. Froyant oświadczył, że jego życie jest otwartą księgą.
Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/127
Ta strona została uwierzytelniona.