w obieg wszystkie nadsyłane przezemnie pieniądze, wymieniając je, w razie potrzeby na obcą walutę, zacierać ślady numerów policji znanych, sprzedawać papiery wartościowe, których ja sprzedawać nie mogę, słowem zostaniesz pan agentem moim i na żądanie — dodał z naciskiem, — będziesz płacił co zażądam.
Siedzący poza szoferem mężczyzna namyślał się długo, potem zaś spytał, z niejakiem zuchwalstwem:
— Cóż to jest „Krąg czerwony“?
— Pan nim jesteś! — odrzekł szofer.
— Ja? — wykrztusił zdumiony wielce.
— Tak, pan i setki współpracowników, z których pan żadnego nie poznasz nigdy i żaden z nich pana znać nie będzie.
— A pan?
— Ja znam wszystkich. No cóż, czy zgoda?
— Zgoda! — rzekł po chwili.
Szofer obrócił się trochę na siedzeniu i wyciągnął rękę.
— Weź pan to! — powiedział.
Była to wielka, gruba wypchana koperta, a nowy członek „Czerwonego Kręgu“ wetknął ją w kieszeń.
— Wysiądź pan teraz! — rozkazał szofer krótko, a tamten usłuchał, nie stawiąc dalszych pytań.
Zatrzasnąwszy drzwi wozu, podszedł do szofera, chcąc go zobaczyć, co miało dlań wielką wagę.
— Nie zapalaj pan tu cygara! — rzekł szofer. Inaczej muszę przypuścić, że świecenie zapałki stanowi tylko pozór. Drogi przyjacielu, wiedz, że ten, kto mnie pozna, natychmiast znajomość tę zabiera ze sobą do piekła.
Zanim mógł odpowiedzieć, wóz ruszył, a on stał z kopertą w ręku i patrzył tak długo, aż znikła czerwona lampa tylna.
Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.