szono pewnie na kimś. Wiedział, że nowe banknoty nie łatwo odrazu zmienić i dlatego właśnie dał mu je nieznajomy. Położył je na boku i zaczął się przebierać!
W godzinę potem wyświeżony bankier wyszedł ostrożnie furtką niosąc torebkę. Zgolone brwi zmieniły go tak bardzo, że minął kilku znajomych szukających go funkcjonarjuszów policji, bez wzrócenia ich uwagi.
Zajął mały pokoik w pobliżu dworca Euston i legł spać. Była to od tygodnia pierwsza noc spokojna.
Dzień spędził w pokoju, a wieczór, po samotnej wieczerzy, wyszedł zaczerpnąć powietrza. Zaufanie jego wzrastało coraz bardziej i miał teraz nadzieję ujścia oczu detektywów na pokładzie statku. Krocząc mniej ruchliwemi ulicami zobaczył ogłoszenie i stanął, by je przeczytać.
Powziął pewną myśl. Dziesięć tysięcy funtów i bezkarność! Niepewny, czy mu się nazajutrz uda uciec, jął rozważać, czem będzie odtąd życie jego. Ciągle ścigany, jak pies wściekły nie miał nawet przeświadczenia, że zdoła skorzystać z posiadanych pieniędzy. Dziesięć tysięcy i wolność! W dodatku, nikt nie wiedział, na ile oszukał spadkobierców Feliksa Marla. Postanowił, że rano umieści w skrytce, a potem uda się wprost do prezydjum policji i złoży zeznanie, które niewątpliwie zniweczy Czerwony Krąg.
— Tak uczynię! — powiedział głośno.
— Bardzo rozsądna decyzja! — rzekł ktoś tuż obok niego.
— Inspektor Parr! — zawołał na widok przysadkowatego mężczyzny, który kroczył za nim bezgłośnie, ubrany w trzewiki o podeszwach gumowych.
— Tak, to ja! — przyświadczył urzędnik. — Chodźmy się trochę przejść i nie rób pan trudności.
Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/132
Ta strona została uwierzytelniona.