— Proszę, racz pan tu chwilkę zaczekać! — powiedział inspektor. — Muszę uprzedzić ciotkę, która u mnie mieszka, o wizycie pańskiej. Nie widuje nikogo w domu. Jestem jak pan wie może, wdowcem, a ciotka prowadzi mi gospodarstwo.
Wszedł do jadalni, zamykając za sobą drzwi, a Jack widział dobrze jego zmieszanie.
W jadalni powstał ruch, krzątanina jakaś, a w kilka minut potem inspektor wrócił.
— Proszę bardzo! — powiedział, czerwieńszy, niż zazwyczaj. — Racz pan usiąść i przebaczyć zwłokę.
Pokój był urządzony ze smakiem, a Jack zdziwił się, że mógł oczekiwać czegoś innego.
Ciotka inspektora była starą, roztargnioną damą, co Parra kłopotało wyraźnie. Nie spuszczał z niej oka, gdy chodziła po pokoju i przerywał, gdy tylko zaczynała mówić, coprawda grzecznie, ale z niezadowoleniem.
Kończył właśnie jeść, w chwili przybycia gościa.
— Raczy pan przebaczyć nieporządek... panie... eh!
— Beardmore! — poddał Jack.
— Nie zapamięta napewne! — mruknął inspektor.
— Nie umiem utrzymywać domu w takim ładzie, jak matka! — powiedziała dama.
— Oczywiście, cioteczko! — przerwał śpiesznie, dodając zcicha — Jest nieco roztargniona! I cóż pan chce wiedzieć?
Jack usprawiedliwił z uśmiechem swe przybycie.
— Czerwony Krąg, to rzecz tak skomplikowana, że każdego agenta można uważać za osobę główną! — powiedział. — Czy z Brabazona będzie można wyciągnąć coś poważnego?
— Nie wiem, czy nam wiele pomoże! — odparł. — Na wszelki jednak wypadek posłałem ludzi swoich, nakazując, by dozorca pod żadnym warunkiem nie wchodził do celi.
Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.