— Masz pan na myśli marynarza Sibly, którego struto?
Parr potwierdził skinieniem.
— Przyznasz pan chyba, — rzekł z naciskiem, — że tamto było jedną z największych tajemnic Czerwonego Kręgu!
W oczach jego zamigotał błysk.
— Śmiejesz się pan? — spytał Jack. — I ja także tamtą sprawę uważam za nader tajemniczą.
— Nie ulega kwestji, że otrucie Sibla będzie nierównie ważniejszym czynnikiem w schwytaniu bandy, niż wszystko, co może powiedzieć Brabazon.
— Ach! — powiedziała stara dama. — Czemuż ciągle mówicie panowie o zbrodniach i złoczyńcach! To mnie strasznie denerwuje. Matka byłaby natomiast bardzo zadowolona...
— Oczywiście, cioteczko! Przykro mi, że jej tu niema!
Stara dama wyszła z pokoju, a Jack powiedział z uśmiechem:
— Matka pańska jest, widzę, pod każdym względem wzorowa.
W tej chwili uczuł, że popełnił faut pas, ale uspokoił go zaraz uśmiech inspektora.
— Istotnie, jest wzorowa! Na razie nie mieszka tutaj.
— Czy to istotnie matka pańska? — wyrwało się Jackowi bezwiednie.
— Nie! — odparł Parr! — To moja babka!
Jack wytrzeszczył oczy, zdziwiony bardzo.
Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/142
Ta strona została uwierzytelniona.