Miał rację Jack, mówiąc, że skąpiec nie spocznie, dopóki będzie miał jakąkolwiek szansę odzyskania pieniędzy. Ta strata podniecała go, spać nie dając.
Miał teraz pole działania. Zgromadził duży, „siedmioliczbowy“ majątek, szachrując parcelami gruntowemi w różnych krajach. Nie siedział w biurze, zdając się na swych urzędników, ale podobnie jak stary Beardmore, odbył mnóstwo uciążliwych podróży, celem zaznajomienia się ze sprawą na miejscu.
Wziął się ostro do rzeczy. Łatwo mu przyszło, idąc śladem Heggitta, wymyszkować jeszcze dwa dalsze banknoty. Jeden z nich został zmieniony w wielkim banku, którego filja zawiadywała jego kapitałami.
Przez trzy dni, badając księgi, doszedł do pewnego wniosku i zaraz nazajutrz wyjechał do Francji.
W Paryżu zabawił tylko dwie godziny i ruszył dalej, do Tuluzy, gdzie szczęśliwym trafem natknął się na pewnego urzędnika miejskiego, który był swego czasu agentem sprzedaży parcel gruntowych.
Mr. Brossard powitał go radośnie, sądząc, że nadarza się sposobność nowego interesu. Zaraz jednak doznał rozczarowania.
— Nie wdaję się w sprawy kryminalne! — powiedział muskając brodę. — Pamiętam doskonale Marla i innego jeszcze człowieka, który był, zdaje się, Anglikiem.
— Nazwiskiem Lightman?
— Tak, rzeczywiście! Boże wielki! — wykrzyknął z odrazą. — Rzecz jest znana ogólnie. Obaj z Marlem byli szubrawcami. Któryś z nich zastrzelił kasjera i stróża banku w Nimes. Pozatem popełnili na spółkę dwa jeszcze morderstwa. Pamiętam to dobrze... a w dodatku to straszne wydarzenie...
Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/148
Ta strona została uwierzytelniona.