— Tak, sir, istotnie! — odparł Steeve. — Mr. Froyant ma zwyczaj szczędzić prądu. Dziś jednak kazał zaświecić wszystkie lampy, dla uniknięcia niebezpieczeństwa. Niewiadomo co to znaczy. Nie zdarzyło mi się to jeszcze w życiu. A także dziwi mnie wielce, iż ma w kieszeniach dwa rewolwery nabite. Zazwyczaj nie cierpi broni palnej.
— Skąd pan wiesz, że są to rewolwery? — spytał Parr.
— Sam je nabijałem! — odrzekł służący. — Służyłem ongiś w kawalerji i znam się na broni. Jeden z tych rewolwerów jest nawet moją własnością.
Derrick Yale gwizdnął i spojrzał na inspektora.
— Zdaje się, że zna doskonale Czerwony Krąg, a nawet oczekuje jego wizyty. Sądzę, że masz pan kilku ludzi pod ręką?
Parr potwierdził.
— Mam kilku detektywów w ulicy na wszelki wypadek.
Nie mogli słyszeć głosu Froyanta, rozmawiającego przez telefon, gdyż dom był zbudowany fundamentalnie i miał grube ściany.
Minęło pół godziny i Yale zaniepokoił się.
— Steeve, — powiedział, — proszę wejść do gabinetu i spytać, co mamy robić.
Stary służący potrząsnął głową.
— Nie wolno mi tego uczynić, sir! Może któryś z panów zajrzy. Nie wchodzę nigdy, zanim zadzwoni.
Parr uchylił drzwi. Lampy świeciły. W fotelu siedział skulony dziwnie Froyant, i inspektor dorozumiał się zaraz, że nie żyje.
Z lewej jego piersi sterczała mająca kształt talerza rękojeść noża, a na wąskiem biurku leżała zakrwawiona rękawica szoferska.
Na okrzyk Parra wszedł Derrick Yale. Patrzyli obaj na zamordowanego, bladzi, bez słowa.
Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.