— Wszakże o pół do dziewiątej wyszłaś pani, niosąc torebkę ręczną?
Znowu milczała.
— Jeden z moich ludzi widział panią przelotnie, a potem stracił z oczu. Gdzie spędziłaś pani ten czas aż do jednastej mniej więcej, kiedy nastąpił powrót do domu?
— Spacerowałam! — rzekła chłodno. — Jeśli ma pan pod ręką plan Londynu, wskażę odbytą drogę.
— Przypuśćmy, że śledzono panią...
Przymknęła oczy.
— W takim razie zbyteczne jest dla mnie mówić o tem.
— Posłuchaj mnie pani! — powiedział przez biurko. — Mam pewność zupełną, że w głębi serca nie jesteś morderczynią. Straszne to słowo... nieprawdaż? Ale wieczór wczorajszy budzi pewne wątpliwości, których nie opowiedziałem jeszcze Parrowi.
— Podejrzenie, to mój chleb codzienny! — odrzekła. — Ponieważ zaś wiesz pan już tyle, nie mam potrzeby opowiadać reszty.
Patrzył na nią przez chwilę, ona zaś nie mrugnęła nawet okiem. Potem Yale wzruszył ramionami i rzekł:
— Zresztą rzecz obojętna, gdzie pani byłaś wczoraj.
— Zupełna racja! — odparła urągliwie, wracając do swojej maszyny.
— Dziwna osoba! — pomyślał.
Kobiety nie interesowały go zazwyczaj, ale Talja Drummond stanowiła wyjątek. Nie wrażliwy zgoła na jej piękność, wiedział że tak jest, podobnie jak wiedział, że drzwi jego pokoju są brunatne, a marka za jednego penny ma kolor czerwony.
Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/161
Ta strona została uwierzytelniona.