Ta strona została uwierzytelniona.
Parr nie odrywał oczu od dywana.
— Łaskawa pani, — rzekł — następnym razem zechciej pani trzymać się w pewnej odległości od Jacka Beardmore. Ostatnio przestraszył się wielce, spostrzegłszy panią za sobą.
Trafił w samo sedno. Zaczerwieniła się, ściągnęła brwi i odparła:
— Pan Beardmore nie jest tak bardzo płochliwy, a zresztą... zresztą...
Obróciła się porywczo i wyszła. Gdy inspektor w kilka minut później przechodził przez jej biuro, spojrzała nań z niechęcią.
— Chwilami nienawidzę pana, inspektorze! — rzekła gniewnie.
— Zadziwia mnie pani! — odrzekł mimochodem.