James Beardmore, o twarzy wyschłej, pomarszczonej, z brodą szczecinowatą i szpakowatą, wyglądał na dziadka pięknego młodzieńca, siedzącego naprzeciw. Majątku dorobił się Beardmore z trudem wielkim. Początkowe liczne niepowodzenia, niebezpieczeństwa, troski i braki spekulanta uwieńczyło bogactwo. Nie mogły bardzo przerazić pogróżki „Czerwonego Kręgu“ człowieka tego, który walczył ze śmiercią wśród bezwodnej puszczy Kalahari, szukał nieistniejących djamentów w mule rzeki Yale, a w Klondyke utrzymał się jedynie przez wynalazek sztucznego topienia lodu. W tej chwili zajmowałogo niebezpieczeństwo bliższe znacznie, a dotyczące syna.
— Drogi Jacku! — zaczął. — Ufam bardzo twemu rozsądkowi i dlatego niech cię nie obrazi to, co ci powiem. Nie wtrącałem się nigdy do twych rozrywek i nie wątpiłem w twój sąd o rzeczach... czy jednak w tym danym wypadku postępujesz rozsądnie?
Jack zrozumiał dobrze słowa ojca.
— Masz, ojcze, na myśli Miss Drummond, nieprawdaż? — spytał.
Starzec potwierdził skinieniem.
— Jest ona sekretarką Froyanta... — zaczął młodzieniec.
— Wiem, że jest sekretarką Froyanta, — rzekł ojciec, — i to jej wcale nie ubliża. Czy wiesz jednak o niej coś więcej?
Jack złożył w zadumie serwetę. Poczerwieniał i zasępił się, co bawiło widocznie tajemnie Jima.
— Lubię ją, — powiedział Jack, — jest moją przyjaciółką. Ale nigdy nie nadskakiwałem jej, ojcze, i pewny jestem, że w takim razie prysnęłaby zaraz przyjaźń nasza.
James skinął ponownie głową. Powiedziawszy co trzeba, wziął w rękę wielką kopertę i spojrzał na nią z zaciekawie-
Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.