— Wracać natychmiast, ważne nowości.
Podał Jackowi depeszę bez słowa.
— Musi pan oczywiście jechać! Niestety, aż do dziewiątej niema pociągu.
Jack był niemile dotknięty utraceniem towarzysza.
— Nie pojadę! — rzekł Parr spokojnie. — Nikt na świecie nie zmusi mnie, bym ponownie odbył dzisiaj jazdę koleją. Niech zaczekają.
Takie postępowanie, wobec naglącego wezwania nie licowało zgoła z charakterem inspektora. Jack uczuł rozczarowanie, chociaż jednocześnie rad był, że nie spędzi sam pierwszej nocy w niesamowitym dlań teraz domu.
Parr obejrzał raz jeszcze telegram.
— Nadano go w niespełna pół godziny po naszym odjeździe! — zauważył. — Wszakże masz pan telefon?
Jack potwierdził, a inspektor zgłosił zaraz rozmowę zamiejscową. Dopiero po kwadransie dano sygnał dokonanego połączenia.
Jack słyszał głos inspektora z przedsionka i zaraz potem wrócił tenże.
— Telegram, jak to przeczułem, został sfałszowany. Mówiłem z Yalem.
— A więc pan to odgadł.
Inspektor potwierdził.
— Czasem odgaduję różności, jak nasz cudotworny przyjaciel.
Wieczór spędził na uczeniu młodzieńca kunsztu gry w pikieta, w czem był mistrzem. Pikiet jest istotnie najbardziej zajmującą gra dla dwu osób. Toteż Jack zdumiał się wielce, spojrzawszy na zegarek.
Inspektor dostał na noc pokój nieboszczyka Beardmora, wielki, bardzo wysoki, o trzech oknach, oświetlony, jak cały dom, acytelenem.
Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/171
Ta strona została uwierzytelniona.