— A gdzie pan śpi? — spytał w chwili rozstania z gospodarzem.
— Tuż obok! — odparł Jack, i rozeszli się.
Inspektor zamknął się na klucz i usłyszał, że to samo czyni młodzieniec. Potem zdjął część ubrania, dobył z wytartej torebki stary, jedwabny szlafrok, pogasił światła i podciągnął w górę żaluzje wszystkich trzech okien.
Noc była dość jasna, tak że trafił do łóżka i naciągnął na siebie puchową kołdrę. Drzemał przez chwilę, ale zaraz po północy wstał, uchylił okna i wyjrzał.
Wśród ciszy nocnej doleciało go lekkie brzęczenie idącego normalnie motoru automobilowego. Po chwili ucichło. Podszedłszy do umywalni, przetarł twarz zimną wodą, potem wrócił do okna i usiadł na krześle w ten sposób, że widział całą drogę aż do bramy wjazdowej.
Przeczekawszy około pół godziny, ujrzał ciemną postać, wyłaniającą się z gęstwy drzew. Trwało to moment tylko, poczem postać wsiąkła w cień, padający od domu.
Inspektor wyszedł cicho z pokoju i zstąpił ze schodów. Brama była zamknięta i upłynęła chwila, zanim znalazł i poodsuwał rygle. Wyszedłszy, nie znalazł nikogo. Obszedł ostrożnie dom wokoło, nie odkrywszy nigdzie przybysza. W chwili, gdy dotarł z powrotem pod bramę, zabrzęczało auto. Gość nocny odjechał.
Zamknął i zaryglował bramę, potem zaś wrócił do swego pokoju. Dziwiła go nieznana osobistość, pewny był jednak, że przybysz nie widział go i nie spostrzegł, że był obserwowany.
Rano, gdy zeszedł na śniadanie, wiedziano już o tych odwiedzinach.
Jack stał przy kominku z pogniecionym papierem w ręku, a inspektor domyślił się niezwłocznie, że jest sprawka Czerwonego Kręgu.
Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/172
Ta strona została uwierzytelniona.