— Oczywiście! — zgodził się ze zdziwieniem. — Było to nieco bliżej. Pamiętam, że uskoczywszy, nastąpił na młody pęd róży, łamiąc go. W tem miejscu zasadził ogrodnik drzewko.
Parr skinął kilka razy głową.
— To bardzo ważne! — powiedział, oglądając starannie to miejsce. — Byłem z góry pewny, że skłamał! — dodał zcicha. — Nie widać stąd wcale terasy, a Marl powiedział mi, że ujrzał ojca pańskiego na terasie w chwili, kiedy dostał napadu sercowego. W pierwszej chwili sądziłem, że ten właśnie widok spowodował zasłabnięcie.
Opowiedział szczegółowo swą ostatnią rozmowę z Marlem.
— Tę rzecz ja mogłem sprostować! — oświadczył Jack. — Ojciec spędził cały ranek w bibljotece i wyszedł dopiero, gdyśmy stanęli w przedsionku.
Parr sporządził pobieżny szkic sytuacyjny.
— Wszędzie tu dużo krzewów! — rzekł Jack. — Ojciec[1] lubił z powodu, że dają cień i spędzał pośród nich długie nieraz godziny.
Parr rozglądał się długo, w końcu zaś oświadczył:
— Obejrzałem już, zdaje się, wszystko co trzeba!
Gdy byli pod domem, wspomniał o nocnym gościu i rzekł znienacka:
— To był jedyny krok fałszywy Czerwonego Kręgu. Pewny jestem, że go uczyniono pod wrażeniem chwili, bez wielkiej rozwagi.
Siadł na stopniach terasy, spoglądając w dal. Jack zauważył, że nie dobrze wygląda w tem romantycznem środowisku ów człowiek gruby, czerwony, spokojny, zgoła nie podobny do typu wybitnych kryminologów.
— Już wiem! — powiedział Parr. — Pierwsza moja idea była słuszna. Przybył, by wymusić pieniądze, które ojciec nie chciał zapłacić. Ale w drodze przyszedł mu
- ↑ Wydaje się, że po słowie ojciec lub lubił brakuje zaimka je.