niem. Jack zauważył francuskie marki i zadumał się, ktoby mógł to nadesłać.
Starzec rozerwał ją. Zawierała mnóstwo listów i drugą jeszcze, opieczętowaną kopertę. Przeczytał napis na wierzchu umieszczony i skrzywił się z niechęcią.
— Ach! — powiedział i odłożył kopertę, nie otwierając jej.
Przejrzawszy pobieżnie korespondencję, spojrzał na syna.
— Nie dowierzaj nigdy mężczyźnie, ni kobiecie, — powiedział, — dopóki się nie dowiesz o nich tego, co najgorsze. Dzisiaj odwiedzi mnie człowiek, będący wybitnym członkiem społeczeństwa. Przeszłość jego jest czarna, jak mój kapelusz, a mimoto będę z nim robił interesy, gdyż wiem o nim rzecz najgorszą!
Jack roześmiał się, a rozmowę przerwało wejście gościa.
— Dzień dobry, Yale! Spałeś pan dobrze? — zapytał starzec. — Jack, zadzwoń i każ przynieść świeżej kawy.
Odwiedziny Derricka Yale były wielką radością dla Jacka Beardmore. Jako młody, czuł pociąg do wszystkiego, co romantyczne. Najzwyklejszy detektyw był dlań osobą wielce pożądaną. Ale nimb, otaczający Derricka Yale, miał w sobie coś zgoła nadprzyrodzonego. Człowiek ten wyposażony był w zdolności niezwykłe, które go wyróżniały z pośród innych. Delikatne, estetyczne rysy, poważne, tajemnicze oczy, a nawet ruchy długich, wrażliwych rąk posiadały swoistą, odrębną cechę.
— Nigdy nie śpię naprawdę! — powiedział wesoło, rozkładając serwetę.
Wziął w palce obrączkę srebrną, w której tkwiła serweta. James Beardmore patrzył nań z rozradowaniem, a Jack z nietajonym zgoła podziwem.
— I cóż? — spytał James.
Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/18
Ta strona została uwierzytelniona.