— Straszne to, straszne! — potrząsnął premjer głową. — Orgja mordów, wymuszeń, a niewiadomo, jak to długo potrwa!
Gdy wyszli z White-Hallu, otoczył ich tłum ludzi, którzy zbiegli się na wieść o nadzwyczajnej sesji gabinetu. Yale był witany okrzykami uznania, na Parra zaś nie spojrzał nikt, z czego zresztą inspektor był zadowolony.
Czerwony Krąg stał się sensacją dnia, niektóre pisma wyszły zaopatrzone w ten znak tajemniczy, a ogólnie twierdzono, że szatańska banda zdolna jest wykonać zuchwałą pogróżkę swoją.
Yale zastał swą sekretarkę nad stosem gazet, które czytała wiersz za wierszem z uwagą wielką. Z pewnem zakłopotaniem odłożyła dziennik na jego widok.
— Miss Drummond, cóż pani powie o tem ostatniem wystąpieniu.
— Jest niesłychane! Podziw budzi!
Spojrzał na nią z powagą.
— Nie wiem, co tu może budzić podziw? Ma pani szczególny pogląd na rzeczy?
Nie odrzekła nic i wstała, by pójść do swej maszyny.
— Szczęściem dla pani, — dodał — Mr. Johnson, przy Mildred Street, nie otrzymuje już jej interesujących zawiadomień.
Nie rzekła słowa.
Po chwili zajrzał do niej.
— Zdaje się, otworzę biuro w prezydjum policji, — powiedział, — ponieważ atoli atmosfera ta nie sprzyjałaby pani, przeto zostawię panią tutaj, dla załatwiania normalnych spraw bieżących.
Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/180
Ta strona została uwierzytelniona.