— Nic dotąd nie rozumiem, prócz tego, że włamano się do mnie. Trzeba to zobaczyć.
Zeszli do bibljoteki. Tak było istotnie. Drzwi kasy wisiały krzywo na zawiasach, wycięto dziurę w okiennicy i otwarto ją. Zawartość szaf leżała na posadce, wydarto szuflady biurka i poprzerzucano papiery, wysypując nawet kosz.
— Nie wiem, co to znaczy! — powiedział zasłaniając okno ciężką firanką.
— Kiedyś pan to zrozumie! — oświadczyła z powagą. — A teraz proszę wziąć ćwiartkę papieru i pisać, co podyktuję!
— Do kogo? — spytał zaskoczony.
— Do inspektora Parra. Pisz pan. Szanowny inspektorze! Załączam fotografję, którą otrzymał ojciec mój w dniu śmierci. Nie otwierałem koperty, ale może to pana zainteresuje.
Posłusznie skreślił te wyrazy i podpisawszy list włożył go wraz z kopertą w większą kopertę.
— A teraz adres! — poleciła. — W górnym rogu proszę napisać... Wysyła Jack Beardmore... pod tem zaś... Fotografja... Pilne.
Wziąwszy list, ruszyła ku drzwiom.
— Zobaczymy się jutro, — powiedziała — o ile pan będziesz żył.
Omal się nie roześmiał na te słowa, gdyż wyraz cierpienia w jej rysach i drżenie rąk przeszkodziło mu w tem.
Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/198
Ta strona została uwierzytelniona.