Przez resztę drogi był uprzejmy, grzeczny, a nawet wesoły niemal, nie objawiając uczuć innych niż te, jakie wzbudzić może uczciwa dziewczyna w dobrze wychowanym mężczyźnie.
Nie przesadził wcale mówiąc o piękności swego małego domku, który był położony w odległości trzech mil od gościńca, wśród drzew i gęstwy krzewów.
— Jesteśmy więc na miejscu! — powiedział, wprowadzając przez kasetonowany przedsionek do przedziwnie urządzonego salonu.
Stolik do herbaty był w pogotowiu, ale ani śladu służby.
— Na koniec, droga moja, jesteśmy sami! — ozwał się innym zgoła tonem, a Talja wiedziała, że nadchodzi moment krytyczny. Ale ręka jej nie drżała w chwili nalewania herbaty. Postawiła przed nim filiżankę, on pochylił się, pocałował i nagle znalazła się w jego ramionach.
Nie stawiała oporu, rzekła tylko, patrząc mu odważnie w oczy:
— Chciałabym coś powiedzieć!
— Mów co chcesz! — oświadczył zakochany Willings, nie puszczając jej.
Jednak mówić nie mogła, gdyż przywarł ustami do jej ust. Spróbowała wcisnąć ramię pomiędzy niego a siebie, broniąc się chwytem japońskim. Ale znał go i odparował zaraz.
Zaraz po wejściu spostrzegła wykusz w rogu pokoju, przysłonięty portjerą. Tam ją niósł. Nie krzyknęła, on zaś rad był, że jest powolniejszą, niż przypuszczał. Dwa razy próbowała przemówić i dwa razy nie dopuścił do tego. Dopiero w pobliżu portjery zaczęła się bronić rozpacznie.
Dwaj służący włoscy, zajęci w kuchni odległej znacznie od salonu, usłyszeli krzyk przeraźliwy. Wbiegli przez przedsionek. Drzwi salonu nie były zamknięte, otworzyli je tedy.
Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/202
Ta strona została uwierzytelniona.