W pobliżu portjery leżał Rafael Willings twarzą ku ziemi, a w plecach jego sterczał sztylet asyryjski. Obok stała blada jak ściana dziewczyna, spoglądając w osłupieniu.
Jeden ze służących wydobył sztylet z rany i dźwignął z trudem na otomanę pana swego, drugi zaś pobiegł do telefonu. Usiłując zatamować krew mówił coś służący do stojącej po włosku, z czego nie rozumiała słowa.
Jakby we śnie wyszła przez przedsionek na wolną przestrzeń.
Opodal bramy stało auto ministra, a szofer odszedł.
Rozglądnęła się. Nie było nikogo widać. Uczuwszy powrót energji, wskoczyła, naciskając coprędzej popęd. Motor zadzwonił i pojechała w szalonem tempie. Ale zaraz natrafiła na zamkniętą kratę parku. Pamiętała, że szofer wysiadł, by ją otworzyć, gdy wjeżdżali. Nie było chwili do stracenia. Cofnęła wóz, wzięła cały rozpęd i uderzyła w bramę.
Zabrzękło szkło, trzasnęło żelazo, ale ona była już na gościńcu, z uszkodzonym radjatorem i zwisającemi w strzępach blachami wachlarzy. Mimoto jednak znakomity wóz pędził dalej w kierunku Londynu.
Portjer domu nie poznał jej, tak dziko wyglądała i tak była zmieniona.
— Czy pani chora, Miss? — spytał wioząc ją liftem.
Potrząsnęła głową.
Dotarłszy do siebie, pobiegła niezwłocznie do telefonu i podała urzędnikowi numer.
Potem zaczęła rzucać zdania bez związku, przerywane łkaniem, tak że słuchający z trudem jeno pojął, co się stało.
— Już koniec... koniec z tem! — jęczała. — Nic więcej uczynić nie mogę. To straszne... straszne!
Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/203
Ta strona została uwierzytelniona.