z panem, inspektorze? Wszak będziesz pan stał po stronie przeciwnej?
— Naturalnie! — odparł. — Mimoto mam wielki szacunek dla Talji Drummond.
— Pan? — zawołał zdumiony.
— Jestem człowiekiem. Zbrodniarza uważam jako objekt zawodu mego, a nie żywię dlań osobistej nienawiści. Truland, którego wysłałem na galery, był najmilszym w świecie człowiekiem i lubiłem go bardzo.
Jack zadrżał.
— Nie łącz pan bezpośrednio truciciela z Talją! — powiedział gniewnie. — Czy ją pan uważasz istotnie za kierowniczkę Czerwonego Kręgu?
Parr ściągnął usta.
— Gdyby mi ktoś powiedział, że na czele stoi arcybiskup Londynu, nie zdziwiłbym się wcale. Jestem pewny, że wyświetlenie tej tajemnicy będzie dla wszystkich wielką niespodzianką. Zacząłem śledztwo od przypuszczenia, że Czerwonym Kręgiem jest pan, Marl, Morton, Derrick Yale, Talja, lub ktoś inny jeszcze.
— I trzymasz się pan dotąd tego zapatrywania? W takim razie pan sam także mógłbyś nim być?
Mr. Parr nie zaprzeczył wcale.
— Matka sądzi... — zaczął, a Jack roześmiał się w głos.
— Przedziwna to osoba, ta pańska matka, czy babka! Czy ma ona także jakiś pogląd na istotę Czerwonego Kręgu?
Inspektor skinął głową z przekonaniem.
— Tak jest! — rzekł. — Za pierwszym zaraz mordem wskazała punkt właściwy. I tak bywało zawsze... Najlepsze moje natchnienia jej zawdzięczam... właściwie wszystkie nawet...
Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/207
Ta strona została uwierzytelniona.