Jack Beardmore kroczył tego ranku, zamyślony głęboko przez łąkę, kierując się bezwiednie ku małej dolince, odległej o milę mniej więcej[1] od domu. Żywopłot dzielił posiadłości Beardmora i Froyanta. Ranek był cudny. Minęła burza, która ubiegłej nocy przeszła tędy, a wszystko wokół lśniło w złocistych promieniach słońca. W dali, poza warstwą zieleni, porastającą Penton Hill, widniała wielka, biała pańska rezydencja Froyanta. Młodzieniec zawahał się czy iść tam, bowiem ziemia rozmiękła, a trawa była mokra.
Przystanął pod wielkim wiązem, na skraju doliny i patrzył z niepokojem wzdłuż linji żywopłotu, aż ku niewielkiej wili letniej, wystawionej przez dawniejszych właścicieli miejscowości Tover House, bowiem Harvey Froyant nienawidzący zresztą samotności, nie pozwoliłby sobie za nic, na rozrzutność taką.
Nikogo nie było widać i młodzieńca ogarnął smutek. Po dziesięciu minutach dotarł do dziury w żywopłocie, którą sam uczynił. Przeszedł nią na drugą stronę. Dziewczyna będąca we wili musiała usłyszeć jego westchnienie ulgi, gdyż obejrzała się, wstając z niechęcią, jakoby.
- ↑ Wszędzie, mile angielskie = 1609 metrów — przyp. tł.