Ta strona została uwierzytelniona.
Pojazd Beardmora zawiózł gościa i torbę jego na dworzec, gdzie Mr. Marl postąpił zgoła dziwnie. Mianowicie nadał torbę koleją do miasta, sam zaś wysiadł na najbliższym przystanku i ruszył pieszo z powrotem dziewięć mil, aż do posiadłości Beardmora, co było wprost bohaterskim czynem dla człowieka nienawidzącego chodzenie, któremu szkodził każdy wysiłek fizyczny. Nie szedł nawet drogą najkrótszą.
Zmierzchało już, gdy wkroczył ostrożnie w zarośla, nad granicą Beardmora.
Usiadł, okryty kurzem, ale pełen odwagi usiadł, czekając, aż noc zapadnie i bawiąc się małym, szybkostrzelnym pistoletem, dobytym z kieszeni.