— „Czerwony Krąg“ może być przyłapany bardzo łatwo. Przystawię panu jednego po drugim członka tego koła. Ale to nic. Mnie idzie o samą piastę jego, a wówczas poszczególne sprychy pozbawione zostaną wszelkiego znaczenia. Ale na to potrzeba mi znacznie większych pełnomocnictw, niż te, które posiadam obecnie.
— Większych pełnomocnictw żądasz pan? — wykrzyknął komisarz, jakby piorunem rażony. — Cóż to znaczy właściwie?
— Zaraz wyjaśnię!
I wyjaśnił tak dobrze, iż po jego odejściu komisarz siedział długo, pogrążony w zadumie.
Opuściwszy Scotland Yard[1], udał się Mr. Parr przedewszystkiem do pewnego, małego biura w śródmieściu.
Na trzeciem piętrze, w małej ubikacji oczekiwał go Derrick Yale. Trudno było wyobrazić sobie większej różnicy jak ta, która cechowała obu.
Yale przedraźniony, nerwowy, wraźliwy marzyciel i Parr masywny mięsisty, z pozoru niezdolny do własnej myśli.
— Jakże wypadła rozmowa z komisarzem? — zapytał Yale.
— Nie szczególnie! — przyznał Parr ze smutkiem. On ma do mnie jakieś uprzedzenie. Nie wiesz pan z jakiego powodu?
— Nie, natomiast wiem, kim jest pański człowiek cierpiący na ból zębów — powiedział niespodzianie Yale —. Nazywa się Silby, jest marynarzem, a widziano go nazajutrz w pobliżu domu zamordowanego. Wczoraj — wziął w rękę telegram — został aresztowany za pijaństwo i znaleziono przy nim pistolet szybkostrzelny, który, zdaniem mojem, posłużył do wykonania zamachu. Pamiętasz pan, że kula wyjęta ze zwłok, pochodziła właśnie z tego rodzaju broni.
- ↑ Nazwa prezydjum policji państwowej.