W tej chwili stanęła w drzwiach Talja Drummond Na widok Jacka drgnęła i pokraśniała zlekka.
— Czyż pan był na rozprawie? — spytała żywo.
Potwierdził, a ona wstrząsnęła głową.
— Nie należało tego czynić! — wybuchnęła. — Skąd pan wiedziałeś? Kto panu powiedział?
Obecności inspektora zdawała się nie dostrzegać i poraz pierwszy dopiero od aresztowania, była wzburzona. Czerwieniała, to bladła naprzemian i ciągnęła drżącym nieco głosem:
— Przykro mi bardzo, panie Beardmore, żeś pan był w sali, a bardziej jeszcze, że tutaj czekasz na mnie.
— To wszystko nie prawda?... — powiedz pani! To tylko pułapka, którą nastawiono, by cię schwytać?
Mówił błagalnie, ale ona potrząsnęła głową.
— Nie była to pułapka! — rzekła spokojnie — okradłam istotnie Mr. Froyanta.
— Ale dlaczego? — wykrzyknął rozpacznie. — Z jakiego powodu?
— Przykro mi, że nie mogę tego uzasadnić! — odrzekła z lekkim uśmiechem. — Zresztą, potrzebowałam pieniędzy, czyż nie jest to powód dostateczny?
— Nigdy nie uwierzę! — powiedział, patrząc na nią z powagą. — Nie zaliczasz się pani do osób, mających upodobanie w kradzieży.
Spojrzała nań przeciągle i zwrócona do inspektora, rzekła:
— Może pan zechce objaśnić Mr. Beardmora. Ja nie zdołam tego, widzę, uczynić.
— Dokąd pani zamierza iść? — spytał Jack.
— Do domu! — odparła. — Proszę, nie śledź mnie pan!
— Nie ma pani, wszakże, domu!
— Mam pokój umeblowany! — powiedziała z niejaką niecierpliwością.
Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/49
Ta strona została uwierzytelniona.