nagle ktoś zawołał tuż nad uchem — Wskakuj pan! — Obejrzałem się. Koło mnie stało auto. Nie dowierzałem uszom własnym. Siedzący w aucie człowiek, powtórzył — Wskakujże pan prędko! — Wymienił nazwisko moje. Przez czas pewien jeździliśmy w milczeniu tu i tam, on zaś, jak zauważyłem, unikał ulic oświetlonych zbyt jasno.
Na koniec stanął i jął mi opowiadać, kim jestem. Byłem piekielnie zdumiony. Znał całą moją historję. Wiedział nawet o tej sprawie z Harveyem Hobbsem. Sąd karny uwolnił mnie zresztą wówczas z braku dowodów. Potem zapytał, czy chcę zarobić sto funtów. Powiedział, że na wsi, niedaleko miasta, mieszka pewien stary jegomość, który go bardzo skrzywdził i jego właśnie chce się pozbyć. Zrazu wzbraniałem się zapalczywie, on jednak nalegał, mówiąc, że mnie wyda na śmierć z powodu zamordowania Hobbsa. Zresztą rzecz była całkiem bezpieczna, a ponadto przyrzekł mi dać rower, bym zaraz potem mógł umknąć. W końcu przystałem.
W tydzień później, spotkałem go, jak było umówione, w Stayne Square. Przyjechał autem i podał mi szczegóły. Przybyłem do posiadłości Beardmora o zmierzchu i skryłem się w lesie. Wiedziałem już, że Mr. Beardmore spaceruje tu każdego ranka, to też rozgospodarowałem się na noc. Minęła zaledwo godzina, gdy nagle przestraszył mnie jakiś ruch. Musiał to być strażnik leśny, chłopisko wielkie i grube. Ujrzałem jednak mimochodem tylko.
Oto wszystko niemal, moi panowie. Oczywiście nazajutrz, ujrzawszy spacerującego po lesie starego jegomościa, zastrzeliłem go. Nie pamiętam zresztą szczegółów, byłem pijany, gdyż zabrałem ze sobą do lasu dużą flachę wódki. Miałem jednak dość przytomności, by siąść na rower i umknąć. Na tem byłby też koniec, gdyby nie nieszczęsne pijaństwo.
Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/60
Ta strona została uwierzytelniona.