— Czy to wszystko? — spytał Parr, gdy po odczytaniu protokołu Sibly podpisał go koślawym, znakiem krzyża.
— Wszystko! — potwierdził marynarz.
— A nie wiesz pan, kto ci dał zlecenie?
— Nie mam pojęcia. Jedno, atoli mógłbym panom o nim nadmienić... — dodał po chwili. — Nie jestem wykształcony, ale zauważyłem, że niektórzy ludzie mają zwyczaj powtarzać często jakieś jedno słowo, rzec można, ulubione słowo swoje. Nasz stary kapitan n. p. używał co chwila słowo: „chorobliwie“. Otóż człowiek ten powtarzał słowo, którego dotąd jeszcze nie słyszałem.
— Jakieżto słowo? — spytał Parr.
Marynarz podrapał się po głowie.
— Wypadło mi z pamięci, ale przypomnę sobie! — powiedział, oni zaś zostawili go sam na sam z myślami, które nie były liczne, ale zato zgoła nieprzyjemne.
W cztery godziny potem przyniósł Sibly’emu jedzenie dozorca więzienny. Więzień leżał na łóżku, a dozorca potrząsnął go za ramię.
— Wstaj pan! — zawołał.
Ale Ambroży Silby nie wstał, bowiem już nie żył. Chciał on widocznie ugasić pragnienie, a w szklance z wodą znajdywało się tyle kwasu pruskiego, że starczyłoby na uśmiercenie pięćdziesięciu ludzi.
Ale trucizna nie tak zainteresowała inspektora Parra, jak mały krążek z papieru, pływający po wodzie.
Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/61
Ta strona została uwierzytelniona.