Mr. Feliks Marl siedział zamknięty na klucz w sypialni i oddawał się zajęciu, budzącemu w nim niemiłe wspomnienia.
Przed dwudziestu pięciu laty, będąc pensjonarjuszem więzienia w Tuluzie, oddawał się kunsztowi szewskiemu, toteż obeznany był z fabrykacją obuwia i naprawą jego. Wówczas jednak łatał trzewiki, teraz zaś niszczył je, tnąc nożem ostrym jak brzytwa wąskie paski z lakierów nowych, które miał dopiero trzy razy na nogach. Każdy pasek rzucał osobno w ogień.
Niektórzy ludzie żyją prędko i cierpią gwałtownie. Mr. Feliks Marl zaliczał się do tych, którzy w ciągu dnia przeżyć mogą katusze prawieków. Jedno z pism wyrwało skądś wiadomość o śladach pozostawionych na terenie posiadłości Beardmora i fakt ten obarczył jedną jeszcze obawą nieszczęsnego, a wielkiego człowieka. Pracował bez surduta, zalany kroplistym potem, gdyż ogień na kominku był silny, a w pokoju panowała temperatura tropikalna wprost.
Gdy ostatni skrawek spłonął, Marl odłożył nóż, otwarł okno, by wypuścić na świat odor palącej się skóry i umył ręce.
Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/62
Ta strona została uwierzytelniona.
12.
Śpiczaste trzewiki.