jak dojrzałe zboże. Bawił go potrosze zdecydowany profil i podbródek, gdyż lubił kobiety łagodne i podatne w jego rękach, ale piękność ust, nosa i czoła zdumiały go.
Jął oddychać szybciej i głośniej. Po rozmowie prowadzonej szeptem, dziewczyna wyszła, a Marl westchnął.
— Istna królowa! — powiedział. — Gdzieś ją już widziałem. Jak się nazywa?
— Talja Drummond! — odrzekł Brabazon chłodno.
— Talja Drummond... — powtórzył Marl powoli. — Wszakże była ona u Froyanta? Zadurzyłeś się pan w niej, Brabazonie, nieprawdaż?
Bankier spojrzał nań surowo.
— Mr. Marl — powiedział — nie mam zwyczaju „durzyć się“ w podwładnych swoich! Miss Drummond jest siłą pierwszorzędną, a tego tylko żądam od personalu.
Marl wstał uśmiechnięty.
— Jutro rano pomówimy o wiadomej sprawie! — powiedział.
— O pół do jednastej! — odparł Brabazona, nie uśmiechając się wcale i odprowadzając gościa do drzwi. — Albo lepiej może o jednastej! — dodał.
— Dobrze, zatem o jednastej.
— Do widzenia! — rzekł bankier, nie podając mu ręki.
Zaledwo drzwi zapadły, podszedł żywo do biurka, dobył z portfelu zwykłą białą kartkę, zrobił piórem zamaczanem w czerwonem atramencie małe kółko i napisał pod spodem:
— Feliks Marl widział nasze spotkanie przy Stayne Square. Mieszka Marisburg Place 79.
Włożył kartkę do koperty i zaadresował:
— Mr. Johnson, Mildred Street 23, City.
Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/71
Ta strona została uwierzytelniona.