— A więc przyszła pani! — zawołał Marl wstając na powitanie. Wyglądasz ślicznie, droga moja!
Ująwszy ją za obie ręce wprowadził do małego saloniku, biało i złoto urządzonego.
— Wprost prześlicznie! — powtórzył ciszej. — Wyznam szczerze, iż bałem się iść z panią do Carltonu. Wszak nie masz pani za złe, że to mówię? A może papierosa?
Dobył z poły fraka złotą papierośnicę i podał.
— Sądziłeś pan, że przyjdę ubrana w suknię za sześć guinei od firmy Morne & Gillingsworth! — zaśmiała się, paląc.
— Tak myślałem, droga pani. Niejedno mam za sobą doświadczenie! — rzekł siadając. — Wiem, w jak dziwnych toaletach mogą przybywać kobiety.
— A więc przyjmujesz pan młode kobietki! — odparła siadając wygodnie u kominka i patrząc nań przymrużonemi oczyma.
— A no, — powiedział, zacierając ręce z zadowoleniem — nie jestem jeszcze tak stary, by mi nie sprawiało przyjemności towarzystwo dam. Prześlicznie pani wygląda!
Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/86
Ta strona została uwierzytelniona.
16.
Mrs. Marl wychodzi.