Ciemno było zupełnie, tak że tylko domyślać się mógł czyjejś obecności. Nie wiedział, czy jest to kobieta, czy mężczyzna. Może wrócił pokryjomu któryś ze służących, bowiem, wiadomo, że służący nie zawsze korzystają z urlopu. Czekał, ale ponieważ nikt nie przeszedł koło niego, wrócił pod sypialnię. Mogąc nawet wyważyć drzwi, nic by na tem nie zyskał. Ponieważ tedy sypialnię trzeba było wyłączyć z planu, postanowił zoperować małą kasę w bibljotece.
Pracował przez całe dwie godziny z wprawą wielką i posługując się doskonałemi narzędziami. Ale wynik był smętny, nie znalazł bowiem dużej kwoty. Noc postąpiła już zbyt daleko, by móc ryzykować napad na sypialnię. Spakował tedy narzędzia i zdobycz i wylazł ponownie na stolik. W sypialni panowała cisza, ale świeciło się ciągle jeszcze. Zajrzał przez dziurkę, ale klucz tkwił w zamku. Marl mógł mieć pieniądze przy sobie, albo w żelaznej szkatułce, gdzieś w pobliżu. I to przewidział Flush.
Przeszedł cicho przedsionek, śpiżarnię i wydostał się drzwiami bocznemi, gdzie zostawił trzewiki, gdyż chodził w skarpetkach przez cały czas, płaszcz, oraz cylinder, bowiem był we fraku. Następnie minął chyłkiem kryty chodnik, wiodący wzdłuż domu i wyszedł małą furtką do ogrodu. W tej chwili ktoś go dotknął zlekka, a Flush obejrzał się.
— Potrzebuję pana! — zaszemrał znany głos. — Jestem inspektor Parr. Pan pamiętasz mnie zapewne.
— Parr! — jęknął, wyrwał się, zaklął i przeskoczył furtkę ogrodową. Ale wpadł zaraz w objęcia trzech policjantów i pełen troski, został odprowadzony na najbliższy posterunek.
Tymczasem Parr przeszukał dom na własną rękę. W towarzystwie detektywa minął kurytarz i schody.
— To jest jedyny, widocznie, zamieszkany pokój! — powiedział pukając do drzwi sypialni.
Strona:PL Edgar Wallace - Czerwony krąg.djvu/90
Ta strona została uwierzytelniona.